Stało się. Już po wyborach. Głosy podliczone. Zwycięzca ogłoszony. Wydawałoby się, że temat jest zamknięty. Ale jednak nie.
Rok 2020 jest inny niż wszystkie. Święta, wakacje, spędzaliśmy inaczej. Inaczej pracujemy i uczymy się. Wszystko jest inne, to i wybory prezydenckie odbywały się tego roku inaczej niż zawsze. Podobnie jak w Polsce, tak i USA, tym razem można było głosować korespondencyjnie. Oddane w ten sposób głosy napływały do komisji przez wiele dni. Poza nimi, 3 listopada zorganizowano też zwykłe głosowanie, gdzie ustawiały się długie kolejki. Oczywiście z zachowaniem 6 stóp odstępu.
Do końca nie było zdecydowanego faworyta w wyścigu. Sondaże poparcia dawały po 50% szans na wygraną zarówno Joe Bidena jak i Donalda Trumpa. Mówię oczywiście o w miarę niezależnych sondażach, bo stacje telewizyjne przechylały szalę zwycięstwa na popieranego przez siebie kandydata. Tu nikt nie kryje się z tym, że jedne media wspierają Republikanów, inne Demokratów. Debaty prezydenckie też nie pomagały wyłonić faworyta. Żaden z kandydatów nie zachwycał w tych dyskusjach. Społeczeństwo, podobnie jak w Polsce dość mocno się podzieliło. Nawet na moim osiedlu, sąsiedzi żyjący drzwi w drzwi różnili się poglądami, co można było wywnioskować po plakatach poparcia wiszących w oknach. Z tym że u nas, tak jak w całych Stanach, plakatów obydwu panów było po połowie. Bardzo wyrównany wyścig.
Okazuje się, że jednak wygrał go Joe Biden, kandydat Demokratów. Już nawet wygłosił powyborcze przemówienie i wyraził gotowość do pracy, choćby od jutra. Ale obecny prezydent Donald Trump nie daje za wygraną. Jego ekipa uważa, że wybory zostały sfałszowane. Dlaczego? Ponieważ po sieci krążą filmiki, na których widać karty do głosowania wyrzucane do śmieci, albo z głosami oddawanymi przez dawno zmarłych obywateli. I dlatego zapowiadane są pozwy unieważniające głosowanie w poszczególnych stanach. Po prawej stronie sceny politycznej wrze. Ale czy to coś da? Nie wiem. Wiadomo, jak to jest z filmikami wrzuconymi do Internetu. Ktoś coś gdzieś nagrał i widział, ale dokładnie gdzie i kiedy to zagadka. Jeśli nie znajdą się świadkowie, mocne dowody to wątpię, że walka sądowa przyniesie jakieś skutki. Poza zaognieniem już i tak napiętej sytuacji. Jak to powiedział obecny prezydent: “wygrywanie jest proste, przegrywanie – to jest trudne”. Co jak co, ale Donald Trump przegrywać nie potrafi i pogodzić się z porażką będzie mu bardzo trudno. Co z tego wyniknie? Zobaczymy już niedługo.
photo by commons.wikimedia.org