A czy można żyć w Polsce, nie znając polskiego?
Oczywiście, że można. Tylko nie wszędzie.
„Jak z twoim angielskim? Jak tu przyjechałaś, to dobrze mówiłaś? Nie bałaś się mówić. Pewnie teraz to już masz zaawansowany.” Podobne pytania słyszałam od niemal każdego, kto kiedykolwiek zastanawiał się nad emigracją do USA. Wcale mnie nie dziwią. Na początku sama je zadawałam mieszkającym tu Polakom.
Emigracja, rzecz niełatwa. Zostawiasz za sobą całe życie, a jego szczątkowe fragmenty musisz spakować w 23 kg bagażu. To znaczy – starasz się, bo wiadomo, że tak się nie da. Mimo wszystko i tak próbujesz. Co tu zabrać? Co zostawić? Co mi się przyda? Jak ja sobie poradzę z tak słabym angielskim? I mam taki okropny akcent. Od razu słychać, że przyjezdna. Dylematy znane wszystkim emigrantom.
Nie czarujmy się. Emigracja to nie bajka. Nie przyjedzie książę na białym koniu i nie rzuci nam tego nowego świata pod nogi. Przynajmniej nie w 99% przypadków. Trzeba sobie wszystko samemu wypracować. Często zaczyna się od przysłowiowego zera, jak w USA, gdzie nawet mieszkanie wynajmuje się zazwyczaj bez mebli. Pierwsza praca to najczęściej też nie jest spełnienie zawodowych ambicji, ale mniejszy lub większy kompromis, bo za coś żyć trzeba. I jeszcze ten nieszczęsny angielski. Bez niego ani rusz, prawda?
A no nie prawda. Znam wiele osób, które świetnie radzą sobie w Stanach bez znajomości języka, rozumiejąc jedynie podstawy. Zapytasz jak? Wystarczy pracować u polskiego pracodawcy, mieszkać w polskiej dzielnicy, robić zakupy w polskich sklepach i mieć kilka przydatnych kontaktów. Są tutaj osoby pomagające takim ludziom załatwić niezbędne urzędowe sprawy, rozliczyć się z podatków, a nawet list przetłumaczyć. Wiadomo, nie za darmo, ale też nie za góry złota.
Czy nieznajomość języka wiąże się z ograniczeniami? Oczywiście, że tak. Nie będziesz managerem, nie zrobisz kariery w korporacji w Stanach. Tyle że w dzisiejszym świecie, bez angielskiego nie zrobisz jej też w Polsce, ani w żadnym kraju Zachodniej Europy. Chcesz się rozwijać zawodowo? Marzy Ci się kariera? Ucz się angielskiego. Jak? Rozmawiaj. Będąc w Polsce, dołącz do internetowych anglojęzycznych społeczności, oglądaj filmy, seriale w oryginale. Czytaj książki po angielsku. Zacznij od tych dla dzieci, od kreskówek. Nie musisz od razu rzucać się na głęboką wodę. Chyba że chcesz i Cię to motywuje :). I nie przejmuj się akcentem. Będąc za granicą, spotkasz dziesiątki emigrantów i osób, dla których angielski, tak jak dla Ciebie jest drugim językiem. Wszyscy mamy akcent. Ktoś nawet może Ci powiedzieć, że ten Twój jest uroczy ;).
My Polacy mamy skłonność do umniejszania sobie i swoim umiejętnościom. Porozumiewamy się w innym języku, ale powiemy, że my to w sumie ledwo, ledwo znamy. Amerykanin ze znajomością 2 zdań po hiszpańsku powie, że tak, tak, on to mówi w tym języku. Niestety nie mam jakiś cudownych nowin – żeby mówić po angielsku, trzeba po prostu mówić 😉 Próbować, przełamać się, zaakceptować fakt, że popełnia się błędy i ćwiczyć. Nic nie dało mi tyle w kwestii opanowania angielskiego jak po prostu praca z amerykanami i przebywanie z nimi. Żadne prywatne lekcje, książki, kursy. Przyjeżdżając tutaj miałam wybór – albo lepsze perspektywy zawodowe, ale bez szans na poprawę angielskiego, albo kiepska praca, ale z żywym językiem. Wybrałam to drugie. Wytrwałam 2 lata. Dzięki temu w kolejnej pracy język nie był żadną przeszkodą. Sama nie mogłam uwierzyć, jaki zrobiłam postęp. Chwilowo się zatrzymałam, żeby później wyskoczyć.
Odwróćmy sytuację. W Polsce też można pracować i cieszyć się życiem bez znajomości polskiego, z samym angielskim. Im większe miasto, tym będzie to prostsze. Znam osoby mieszkające w Warszawie, Krakowie czy Poznaniu bez znajomości polskiego. Im większy ośrodek, więcej zachodnich firm, to i więcej możliwości zawodowych.
Angielski to przecież taka dzisiejsza łacina – język międzynarodowy.
A jak jest u ciebie? Mieszkasz za granicą? Czy może w Polsce i znasz obcokrajowców funkcjonujących bez polskiego?
3 komentarze
Dzień dobry!
Kiedy mieszkałem kilka lat w Ameryce nikt i nigdy, usłyszawszy moją jakże wówczas podstawową angielszczyznę, nie zadał mi pytania „Kiedy wracasz do domu”? Po osiemnastu latach życia w Szkocji jeszcze przytrafia mi się usłyszeć to pytanie.Wiadomo, że nigdy nie nabierzemy lokalnego akcentu, a już na pewno nie z Glasgow :)Zawsze będziemy rozpoznawalni jako obcy.Jednak wcale to nie przeszkadza by zrobić karierę, bo kto powiedział, że musimy być menadżerami w korpo? Znam kilku polskich milionerów-budowlańców w UK z bardzo podstawowym angielskim. Tutaj akurat przebojowość i łut szczęścia jest najważniejszy no i oczywiście pracowitość.
Pozdrawiam
To chyba taka główna różnica pomiędzy krajami Europy i Stanami. W Anglii, Niemczech, zawsze jesteś przyjezdny, a oni są u siebie. W Stanach, możesz stać się obywatelem, poprzez naturalizację. Być Amerykaninem, nawet jeśli się tu nie urodziłeś.
W każdym cywilizowanym Państwie na Świecie można stać się obywatelem przez naturalizację z tym, że w Europie dla Polaka nie ma to większego sensu, bo i tak możemy tam żyć i pracować bez żadnych ograniczeń.