Dopiero rozmawiając z koleżankami z Polski, uświadomiłam sobie jak inne jest podejście do kobiet w ciąży w USA.
Lato, na zewnątrz 32 stopnie. Wilgoć, parno i duszno. Jesteś w parku, czekasz w kolejce do toalety. N-ty raz w ciągu godziny. Nogi spuchnięte, palce u dłoni jak parówki, a plecy odpadają, bo jesteś w ciąży. W najdłuższym, bo 9 miesiącu. Żeby nie było, że nie widać. Przed tobą 3 kobiety w różnym wieku. Myślisz, że któraś przepuści cię w kolejce? Zapomnij. Nie w tym kraju. Bo niby dlaczego? Ciąża to przecież nie choroba. Kobietę w ciąży powinno się traktować jak każdego innego obywatela. Nawet prawo tak mówi. Chyba, że leżysz w łóżku, bo się nie możesz ruszyć. No, ale wtedy byś tu przecież nie stała.
Moje 2 ciąże, od początku do rozwiązania przechodziłam w USA. Przez ten czas miałam świetną opiekę medyczną, chociaż standardem jest USG “tylko” 3 razy przez 9 miesięcy. Chyba że pojawiają się jakieś niejasności. Same porody i cala otoczkę szpitalną wspominam bardzo dobrze. Dostałam dużo wsparcia od pracowników amerykańskiej służby zdrowia. Z kolei o tym, jak urlopy macierzyńskie wyglądają w Stanach pisałam tutaj: urlop macierzyński w USA
Dzisiaj chcę podzielić się wspomnieniami z takiego codziennego życia kobiety w ciąży. Póki jeszcze pamiętam, bo moja córeczka za chwilę kończy rok i wspomnienia się powoli zacierają w codzienności.
Kobiety w ciąży w przestrzeni publicznej, nie mają w mojej okolicy jakiś specjalnych przywilejów. Poza jednym – pod kilkoma supermarketami znajdują się wyznaczone dla nich miejsca parkingowe. I to tyle. Podczas tych kilku miesięcy, zarówno pierwszej, jak i drugiej ciąży, nikt nigdy nie przepuścił mnie w kolejce w sklepie, nie zaproponował pomocy z zakupami, nie wpuścił wcześniej do lekarza. Ani raz. Mogę więc śmiało stwierdzić, że w tutejszej kulturze nie ma zakodowanego specjalnego traktowania ciężarnych. Pewnie z uwagi na fakt, że większość z nich, jeśli tylko zdrowie pozwala, pracuje do ostatnich tygodni ciąży. Nigdzie nie wspomina się o jakimś specjalnym traktowaniu, przywilejach. Tematu nie ma. Przynajmniej tu, gdzie ja mieszkam.
Z kolei, jak już urodzisz i ciągniesz ten wózek zakupowy z dwójką dzieci, to nie raz ktoś ci zaproponuje, że pomoże spakować torby do bagażnika, odprowadzi koszyk do sklepu. Czasem zagada maluchy, kiedy nie możesz ich ogarnąć.
Szczególnie chętne do pomocy w miejsca publicznych są kobiety. Podejrzewam, że te, które sama mają dzieci i przerabiały temat.
Jakie z tego wnioski? Nie licz na specjalne traktowanie w ciąży. Na przepuszczanie w kolejce, ustępowanie miejsca. Ale jak już urodzisz i będziesz ciągnąć ze sobą malucha, to nie jedna dusza się rozczuli i zaproponuje pomoc. Ot taka specyfika Ameryki. Kobieta nawet przy końcówce ciąży, ledwo powłócząc nogami, da sobie rade, ale na dzieci trzeba uważać już od małego. W końcu to przyszłość kraju.
Jak wygląda sytuacja w Twoim kraju?
2 komentarze
To faktycznie inne podejście – w Polsce jest różnie, ale „modelowe” podejście to to uprzywilejowane.
Jeśli chodzi o dzieci już urodzone, to ja osobiście spotykam się z bardzo dużą żczliwością. Ludzie chętnie zagadują, sporo razy byłem wpuszczony gdzieś do kolejki mając „starszaka” na wózku sklepowym, a „Młodego” w nosidełku na brzuchu.
Ja, jako Tata, jestem zadowolony;-).
Ja jakoś nie zauważałam, że tu jest zupełnie inaczej, dopiero koleżanki z Polski mnie uświadomiły. 😉