Polacy przebywający w rozmaitych zakątkach świata wracają teraz do kraju. Wywołuje to mocny sprzeciw tych, którzy w Polsce mieszkają na co dzień. Dawno nie widziałam tyle pomyj wylewanych na siebie przez Polaków. Z obydwu stron. Komu przyznać rację?
Lot do domu z USA
Decyzję o tym czy wracać teraz do Polski, każdy z nas musi podjąć sam, biorąc pod uwagę wszystkie „za” i „przeciw”. Nie ma jednej, jasnej odpowiedzi co robić. Ale pozwólcie, że przedstawię mój punkt widzenia.
Nie mieszkam w Europie więc nie będę się wypowiadać, jak to wygląda w innym krajach, ale skupię się na tym co dzieje się teraz wśród znajomej mi Polonii w Stanach.
W reakcji na epidemię uruchomiono program “lot do domu”. Kto z niego korzysta? Najczęściej osoby, które tutaj są tymczasowo, wyjechały na kilka miesięcy i zaskoczyła ich sytuacja. Albo druga grupa – Ci, którzy mieli w planach prędzej czy później wrócić do kraju, kupić dom i tam już zostać. Ani ja, ani żaden z moich znajomych w podobnym do mnie wieku, nie myślimy o tym, by teraz uciekać do Polski. Z kilku powodów (kolejność przypadkowa).
Dlaczego ja nie wracam
Po pierwsze praktyczny powód – mieszkamy tutaj na stałe, w Stanach pracujemy i płacimy podatki i składki, w tym te na ubezpieczenie medyczne. Tutaj mamy zapewnioną pomoc. W sytuacji, gdy wracam teraz do Polski, nie pracując tam od kilku lat, nie mam żadnego ubezpieczenia. Całe koszty leczenia, pobytu w szpitalu pokrywam z własnej kieszeni. Nie kryją nas umowy, obowiązujące w innych krajach Unii. Tutaj, w razie choroby mamy zapewniony dostęp do szpitali, lekarzy.
Po drugie, z tego co widzę, sytuacja w Polsce nie jest lepsza od tego co dzieje się w USA, jeśli nie gorsza. Szpitale będą obciążone, a zachorowań będzie więcej. W mojej okolicy, jak na razie, służba medyczna nie jest w złej kondycji. Szpitale są dobrze wyposażone, a lekarze i pielęgniarki pracują normalnie. To jedne z najlepiej opłacanych zawodów, dlatego specjalistów, póki co, nie brakuje. Tak, mam świadomość, że to wszystko do czasu, aż liczna chorych się zwiększy, ale przecież wszędzie teraz jest ciężko.
Po trzecie – sama podróż jest teraz utrudniona i niebezpieczna. Myślę, że to podczas wizyty na lotnisku, przez które przewinęły się tysiące osób ryzyko zarażenia jest kilkukrotnie większe niż podczas normalnego funkcjonowania. Po co się narażać.
Po czwarte – nie chcemy przynosić zarazków do naszych rodzin. Jedną z najlepszych form zapobiegania wirusowi jest izolacja. Nie chciałabym więc przynosić do Polski zarazków z samolotu i obdzielać nimi całej rodziny. Zostańmy w domach na ile to możliwe i poczekajmy aż przejdzie to tornado.
Po piąte, jakkolwiek to brzmi, myślę, że sytuacja jeszcze potrwa kilka tygodni i musimy nauczyć się z nią normalnie żyć. Mamy tutaj zobowiązania do wypełnienia, pracę, szkołę. Trzeba tak zorganizować sobie codzienność, by w tej odmienionej rzeczywistości funkcjonować na tyle normalnie, na ile się da. To nie jest czas na urlopy, wycieczki. Na to jeszcze przyjdzie pora. Na razie musimy przyzwyczaić się do tej nowej codzienności i dostosować do tego jak wygląda świat.
Zamiast oceniać, próbuję zrozumieć
Rozumiem Polaków, których sytuacja zaskoczyła na wakacjach. Każdy, kto mieszka na stałe w Polsce i wybrał się na 2-3 tygodnie do Tajlandii chce jak najszybciej wrócić do domu w czasie zagrożenia. To jest normalne i nie widzę powodu do hejtu. Podobnie Ci z Was, którzy wyjechali na kilka miesięcy dorobić sobie w Niemczech czy Wielkiej Brytanii. Ale dla nas, mieszkających na stałe, od kilku lat poza Polską nie ma to większego sensu. Zostajemy tu, gdzie jesteśmy i staramy się żyć w miarę normalnie.
Nie dajmy się zwariować
Jedno jest bardzo przykre – liczba żalów, złości i całego tego hejtu, który wylewa się na co drugim spotted. W ostatnim czasie naczytałam się, że jak ktoś sobie pojechał za granicę niech tam siedzi, choruje, przepadnie. Uderz w stół a nożyce się odezwą. Polonia nie zostaje dłużna i odwdzięcza się równie ciętym językiem wypominając to i owo. I tak to dajemy się podzielić. Znowu, my, Polacy obrzucamy siebie nawzajem błotem. Tylko po co? Co to da? Nie lepiej skupić się na tym co nas łączy a nie dzieli. Przecież w gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy tacy sami i chcemy tego samego – żyć i cieszyć się życiem. Może ta epidemia ma nam pokazać co tak naprawdę jest ważne. Udowodnić, że nie potrzeba nam zakupów w galerii, markowych ubrań od celebrytów, a wystarczą pieczone ziemniaki i kiełbasa z ogniska rozpalonego pod domem, byle w towarzystwie bliskich. Nie dajmy się podzielić. Każdy z nas przechodzi teraz trudny okres i skupmy się na tym, żeby zachować pozytywne nastawienie i być miłym dla siebie nawzajem. Dzięki temu świat będzie chociaż trochę lepszy. Pamiętajcie, że to minie i za kilkanaście lat, będziemy mieć co opowiadać wnukom.