Pytacie mnie często czy można znaleźć pracę w USA będąc jeszcze w Polsce. Można! Tak było w naszym przypadku.
Ten wpis nie jest profesjonalnym poradnikiem o poruszaniu się po rynku pracy. Nic z tych rzeczy, bo nie jestem żadnym HR-owcem. Po prostu opowiem Wam, jak udało nam się znaleźć pracę w USA, będąc jeszcze w Polsce, ile to trwało, jakie błędy popełniliśmy i jak zabrałabym się do tego po raz drugi. Może Wam się przyda i nie stracicie tyle czasu co my. Ale po kolei. Gotowi?
Dla jasności – mówimy o sytuacji, gdy szukamy legalnej pracy w USA, posiadając wymagane pozwolenia (Zieloną Kartę – Green Card) i konkretny zawód. W naszym przypadku w branży IT.
Zielona Karta to dopiero początek
Sam fakt, że w taki czy inny sposób dostajesz Green Card, wcale nie znaczy, że Stany będą czekały na Ciebie z otwartymi rękami. O pracę będziesz rywalizować z wykształconymi w USA Amerykanami, z mniejszym lub większym stażem w branży. Może okazać się, że Twoje kilkuletnie doświadczenie zawodowe zdobywane w polskiej firmie niewiele jest warte, bo nie było wypracowane w USA, nie zdobywałeś tam wykształcenia, jesteś z poza systemu i na dodatek mówisz z akcentem.
Nasza historia
Był rok 2013. Mój ówczesny narzeczony otrzymał Zieloną Kartę dosyć niespodziewanie. Zmieniło się prawo imigracyjne i jako że był nieżonaty (jeszcze) to dostał status Stałego rezydenta razem z rodzicami. Status ten, czyli tzw. Zielona Karta oznacza prawa i obowiązki. Prawo, do tego, by mieszkać i legalnie pracować w USA, połączone z obowiązkowym zdeklarowaniem się, że chcesz się tam przeprowadzić. Teoretycznie, w momencie, gdy przyjmujesz Green Card, decydujesz się na to, że teraz to Stany będą Twoim domem. Tam będziesz mieszkać, pracować i co pewnie najważniejsze dla Wuja Sama – płacić podatki.
Szukanie pracy w Stanach jednocześnie będąc i pracując w Polsce
No dobrze. Załóżmy, że decydujesz się na wyjazd. Na początek wypadałoby zorientować się jak to będzie z pracą (zakładając, że nie jesteś spadkobiercą milionerów). Mój obecny mąż, w 2013 roku miał w dłoni CV potwierdzające 6 lat doświadczenia jako programista komputerowy, świetne referencje i głowę pełną optymizmu. Zapał opadł po jakiś 2 latach szukania pracy. Będąc w Polsce, co chwila umawiał się na internetowe interview. 2 razy do roku latał do USA, by utrzymać Green Card i osobiście zjawiać się na rozmowach o pracę na kolejnych etapach rekrutacji. Aż któregoś razu postanowiliśmy, że koniec tej zabawy. Jeśli nie znajdzie pracy w ciągu miesiąca to bierzemy ślub, kredyt na mieszkanie i amerykański sen chowamy do szuflady. Po raz kolejny, po internetowych rozmowach zaproszono go na kolejny etap. Już to przerabialiśmy i nie wierzyliśmy w sukces, chociaż tym razem szukaliśmy całkiej inaczej niż wcześniej. Ale ok. Ten jeden ostatni raz poleci, na to ostanie interview. Żadne z nas nie wierzyło już w sukces tych rozmów, dlatego zarezerwowaliśmy salę i orkiestrę na wesele za rok, a wyjazd miał być jak krótkie wakacje w USA. Ku naszemu zaskoczeniu, po rozmowie z prezesem firmy zaproponowano świetną ofertę pracy. I to najlepiej od następnego tygodnia. Na wpół niedowierzając w to co się dzieje pozmienialiśmy wszystkie nasze życiowe plany. Tak zaczęła się nasza przygoda w tym kraju.
Jak to się stało, że po 2 latach bezskutecznych poszukiwań pojawiła się bardzo dobra oferta pracy? Dobra dusza powiedziała nam jak i gdzie szukać. Rozwiązanie okazało się tak proste, że aż genialne.
Serwisy z ogłoszeniami o pracę, proces i rekruterzy
Przez 2 lata nasze poszukiwania pracy skupiały się na dużych serwisach typu Indeed.com, Monster.com czy LinkedIn. W USA firmy chcące zatrudnić wyspecjalizowanego pracownika bardzo często korzystają z pomocy pośredników – rekruterów. To osoby, które zjadły zęby na wertowaniu profili kandydatów i wyszukiwaniu tych najlepszych. Taki biznes mówi rekruterowi, że potrzebuje pracownika o takich i takich kompetencjach, może go zatrudnić na takich i takich warunkach i płaci konkretną prowizję, za znalezienie idealnej osoby. Rekruter szuka najlepszego kandydata. Najpierw wysyła zapytanie do ludzi z branży. Niektórych z nich zaprasza na rozmowy i dokonuje wstępnej selekcji. Zależy mu na tym, by nie tracić czasu i jak najszybciej znaleźć osobę, która ma największe szanse na zatrudnienie i pozostanie na stanowisku. Jego prowizja często wypłacana jest po okresie próbnym nowego pracownika. Nic dziwnego, że żaden z rekruterów nie chce próbować ściągać do biznesu kogoś, kto jest w jakikolwiek sposób niepewny. A niepewny będzie człowiek mieszkający poza USA, który sam nie wie, czy spodoba mu się w Stanach, nie ma doświadczenia w amerykańskiej firmie i od razu słychać, że angielski nie jest jego pierwszym językiem. Z dwójki kandydatów rekruter wybierze tego, który jest na miejscu, wie jak się pracuje w USA, a nie tego który jest nowy i daleko. Nawet jeśli taki obcokrajowiec ma 2 razy więcej doświadczenia. Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Za wróbla można dostać prowizję, a z tym gołębiem to nie wiadomo czy nie odleci.
Jak znaleźć pracę bez doświadczenia w USA
To jak to ominąć? Jak udało nam się znaleźć pracę mimo braku doświadczenia w USA?
Trzeba szukać bezpośrednio u pracodawcy, a nie pośrednika. I jakkolwiek LinkedIn super sprawdza się, gdy chcesz zmienić pracę, po kilku latach znaleźć lepszą ofertę, to na początek może zawieść. Profesjonalny profil w serwisie na pewno nie zaszkodzi, ale i nie wystarczy. Nie mając doświadczenia w USA to za mało. Kolega poradził nam, żeby zamiast na serwisach społecznościowych poszukać na lokalnych stronach www i wśród od mniejszych firm. Tak jak 10 lat temu, w gazetach i na stronach z ogłoszeniami, gdzie można znaleźć mydło i powidło. W okolicach Philadelphii i wielu miast w USA super sprawdzi się craigslist (philadelphia.craigslist.org/). Wejdź, sprawdź czy jakaś firma z okolicy nie szuka przypadkiem programisty, chemika (wstaw swój zawód). A jeśli znajdziesz taką ofertę sprawdź firmę. Zorientuj się, ile zatrudnia osób, czym się zajmuje. Wejdź na profile pracowników (i tu przyda się Linkedin) i zobacz, czy nie ma wśród nich obcokrajowców. Są? Znaczy nie boją się zatrudnić osoby bez wcześniejszego doświadczenia w USA. Dobry znak! Twoje szanse rosną! I nie znaczy to, że masz się zgadzać na gorsze warunki. Absolutnie! Mów od razu jakie są Twoje oczekiwania i cen swój czas i swoją pracę. W przypadku mojego narzeczonego, to właśnie 30 osobowa lokalna firma, zatrudniająca w przeszłości programistów z Europy okazała się tą, która szybko zaoferowała świetną pracę. Wystarczyły 2 rozmowy i już wiadomo było, że nasze życie przewróci się do góry nogami.
Mam nadzieję, że ten wpis trochę ułatwi Ci znalezienie pracy w USA. Jeśli będziesz mieć jakieś pytania nie wahaj się ze mną skontaktować. Powodzenia!
P.S. O pracy i zarobkach w USA poczytasz też tutaj:
6 komentarzy
Statystyki mówią iż 70% dobrej pracy otrzymuje się z czyjegoś polecenia.
Zostawmy jednak tę drogę.Czy zna Pani jakieś osoby, które nie szukały pracy na etacie, ale uruchomiły swoja firmę w USA będąc „świeżakami”?Czy wie Pani jak wygląda otwarcie własnej działalności gospodarczej?Jakie są zobowiązania wobec amerykańskiego „fiskusa” IRS?
Pozdrawiam
Tak, znam – ja jestem osobą samozatrudnioną.
W zależności od tego jaki rodzaj działalności gospodarczej chce się prowadzić, różnić się nieco będą formalności. W przypadku osób pracujących pod swoim nazwiskiem, niezatrudniających pracowników jak np. ja nie potrzeba specjalnych pozwoleń. Jeśli chce się działać pod osobną nazwą, logiem i w gałęzi gospodarki wymagającej licencji lub pozwoleń, np. gastronomii, wymaga to już więcej formalności.
Trochę inaczej wyglądają rozliczenia podatkowe w Stanach niż w Polsce. Muszę kwartalnie zapłacić podatki i składki, których wysokość zależy od moich zarobków. Osobno wysyła się podatki federalne (do IRS), do stanu i lokalnego township (gmina).
Podatki, które płacę wobec IRS to self-employment tax i podatek dochodowy. Poza tym podatek stanowy od zarobków – 3.07% i lokalny – u mnie 1%.
To, co podoba mi się tutaj, to prostota prowadzenia jednoosobowej działalności.
Aga, napisz koniecznie o swoich doświadczeniach z prowadzeniem DG w USA! Ależ byłaby to dla mnie uczta:-). Super wpis, dzięki!;-)
Jasne, napiszę niedługo 🙂
A jednak bardziej skomplikowane niż w Szkocji.:)
Tez jestem self-employed, ale z podatku rozliczam się raz do roku.Rok podatkowy trwa od kwietnia do kwietnia a termin do zapłaty do stycznia roku następnego.Podatek lokalny council tax podzielony jest na kilka stopni (bands).Najniższy „A” wynosi £1245.45 za rok. Najwyższy „H”£4370. Wliczony jest wywóz śmieci(od zeszłego roku za śmieci ogrodowe trzeba uiszczać dodatkową opłatę), woda i ścieki. Podatek dochodowy jest w Szkocji progresywny i tak podstawa to 19% a maksimum 46%.Złodziejstwo czystej wody. Kara za kreatywność i przedsiębiorczość. Na szczęście podatki od inwestycji – akcje, obligacje itd.-są tylko dwa 10% – 20%.Samo zarejestrowanie firmy jest banalnie proste.Kilkanaście minut przez internet.Zatrudnianie pracowników oczywiście jest bardziej skomplikowane i wymaga papierologii.Raczej bez księgowej się nie obejdzie.Składki podstawowe na ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne są niskie.Nie blokują działalności jak ZUS w Polsce.
Ps. Przyłączam się do apelu pana Marka 🙂
Pozdrawiam
Dziękuję za komentarz Jak tylko znajdę chwilę to rozwinę temat. Pozdrawiam również.